Mieszkamy tutaj już ponad dwa lata. Szybko zleciało. Mieszkanko to, choć ma swoje wady i zalety, to muszę jednak podsumować, że na dzień dzisiejszy nie wiem czy gdzieś będzie mi się lepiej mieszkało. Teraz stoimy przed przeprowadzką. Wydaje się, że na gorsze warunki, ale czy na pewno? Dwa lata temu pisałam o plusach i minusach tego eM, czy nadal aż tak mnie rażą? Przyznaję się, że się przyzwyczaiłam, więc może i do nowego się przyzwyczaję?
Wpis o wadach i zaletach znajdziecie tutaj, do jednej z wad, której tam zabrakło muszę dodać usytuowanie salonu po części wschodniej, dzięki temu jasno jest tutaj jedynie do południa, a resztę dnia spędzamy "w cieniu". O ile jako osobie pracującej i spędzającej w domu tylko weekendy to nie przeszkadzało, tak siedząc w domu z dzieckiem/dziećmi jest to już bardziej uciążliwa wada.
Do negatywów dodałabym także brak dobrego miejsca na kosz na pranie, bo tak na prawdę to usytuowany był w miejscach takich jak "obok szafy", "za sofą", "za drzwiami w kuchni" - chyba żadne z tych miejsc nie brzmi najlepiej.
A za co najbardziej lubię te mieszkanie? Myśląc tak dogłębnie, i tak znalazłabym mu więcej wad niż zalet. Dlatego nie do końca wiem za co je dokładnie lubię... Chyba po prostu za układ pomieszczeń i za to, że dobrze nam się tu zwyczajnie żyje. Sypialnie usytuowane na zachód to dobra opcja dla mojego stylu życia (chociaż jest to minus w upalne dni, których w Anglii nie za wiele), a kuchnia na wschód to coś idealnego - lubię pić kawkę z rana, kiedy za oknem budzi się (wraz ze mną) dzień. To że jest to pierwsze piętro to także kwestia przyzwyczajenia, bo w moim przypadku wchodzenie i wychodzenie z wózkiem i dziećmi po schodach jest wyzwaniem, zwyczajnie doceniam też, że są to schody jednobiegowe, co ułatwiło mi nie raz te czynności.
Co do rzeczy o których pisałam dwa lata temu zwyczajnie oswoiłam się z okrutnym kolorem ścian magnolii i z dywanami na podłogach w brązach, nie zwracam już uwagi na niedociągnięcia malarskie. Największy strach to mimo wszystko były pająki. Pojawiają się, ale sporadycznie. W porównaniu do naszego pierwszego domu w Wielkiej Brytanii gdzie pająk-gigant odwiedzał nas kilka razy w tygodniu tutaj ten problem ledwo występuje.
Jak widać, choć jestem nieco grymaśna, koniec końców polubiłam to mieszkanie i nigdy nie powiem, ze mieszkało mi się tutaj źle. A co najśmieszniejsze... mieszkanie te wybrał mój mąż, ponieważ ja ze względu na godziny pracy nie mogłam mu towarzyszyć. Jak będzie w tym nowym eM? Jak wspomniałam na początku, myślę, że przenosimy się na gorsze warunki, ale może i tam do wszystkie się "przyzwyczaję".
A jak jest u Was z oswajaniem się w nowych miejscach?
Jest coś czego nie lubicie w swoich domach?
Pozdrawiam,
Patrycja
Do negatywów dodałabym także brak dobrego miejsca na kosz na pranie, bo tak na prawdę to usytuowany był w miejscach takich jak "obok szafy", "za sofą", "za drzwiami w kuchni" - chyba żadne z tych miejsc nie brzmi najlepiej.
A za co najbardziej lubię te mieszkanie? Myśląc tak dogłębnie, i tak znalazłabym mu więcej wad niż zalet. Dlatego nie do końca wiem za co je dokładnie lubię... Chyba po prostu za układ pomieszczeń i za to, że dobrze nam się tu zwyczajnie żyje. Sypialnie usytuowane na zachód to dobra opcja dla mojego stylu życia (chociaż jest to minus w upalne dni, których w Anglii nie za wiele), a kuchnia na wschód to coś idealnego - lubię pić kawkę z rana, kiedy za oknem budzi się (wraz ze mną) dzień. To że jest to pierwsze piętro to także kwestia przyzwyczajenia, bo w moim przypadku wchodzenie i wychodzenie z wózkiem i dziećmi po schodach jest wyzwaniem, zwyczajnie doceniam też, że są to schody jednobiegowe, co ułatwiło mi nie raz te czynności.
Co do rzeczy o których pisałam dwa lata temu zwyczajnie oswoiłam się z okrutnym kolorem ścian magnolii i z dywanami na podłogach w brązach, nie zwracam już uwagi na niedociągnięcia malarskie. Największy strach to mimo wszystko były pająki. Pojawiają się, ale sporadycznie. W porównaniu do naszego pierwszego domu w Wielkiej Brytanii gdzie pająk-gigant odwiedzał nas kilka razy w tygodniu tutaj ten problem ledwo występuje.
Jak widać, choć jestem nieco grymaśna, koniec końców polubiłam to mieszkanie i nigdy nie powiem, ze mieszkało mi się tutaj źle. A co najśmieszniejsze... mieszkanie te wybrał mój mąż, ponieważ ja ze względu na godziny pracy nie mogłam mu towarzyszyć. Jak będzie w tym nowym eM? Jak wspomniałam na początku, myślę, że przenosimy się na gorsze warunki, ale może i tam do wszystkie się "przyzwyczaję".
A jak jest u Was z oswajaniem się w nowych miejscach?
Jest coś czego nie lubicie w swoich domach?
Pozdrawiam,
Patrycja
Może nie będzie tak źle? Chyba, że już widziałaś i wiesz na pewno, że to nie to. Sama jestem ciekawa co wybraliście.
OdpowiedzUsuńMi w nowym mieszkaniu mieszka się cudownie, chyba za tą przestrzeń kocham to mieszkanie. Nawet jak widok aktualnie remontowy :)
Za to mieszkanie wynajmowane przed przeprowadzką było koszmarne. Można powiedzieć rudera, że też ludzie nie wstydzą się wynajmować komuś coś takiego. Przeżyliśmy i teraz cieszymy się już własnym.
Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki!
No i my jakoś przeżyjemy ;) A Wam życzę kolejnych lat radości na swoim! Uściski :)
UsuńJa mieszkam w moim mieszkaniu prawie cztery lata, więc już się przyzwyczaiłam :))
OdpowiedzUsuńJest to nasze mieszkanie (dokładnie mojego męża), więc długo się nie wyprowadzimy. Ma kilka minusów np. jest na czwartym piętrze bez windy. Za to mam ładny widok za oknami, na zielone łąki i zagajniki. Trzymam kciuki za wasze nowe mieszkanie !
Pozdrawiam ciepło :)
O nie 4 piętro bez windy u mnie z automatu odpada. Choć widzę, ze wiele Polek dzielnie sobie radzi w takich sytuacjach z dziećmi i niejedną torbą z zakupami! Podziwiam :)
UsuńJak wynajmowalam na studiach, to warunki dramatyczne, a ceny kosmiczne. Ja chetnie bym sobie zrobila remont na wynajmie, kupila inne lozko itd., ale to nie ma sensu, jesli sie nie ma gwarancji, ze sie bedzie mieszkac przez dluzszy czas.
OdpowiedzUsuńTo jest minus wynajmowanych miejsc, że nie mogą być urządzone specjalnie dla nas, a sami i tak nie bardzo chcemy urządzać komuś.
UsuńJa dość często się przeprowadzałem i nie miałem problemu z akceptacją miejsca. Dla mnie najważniejsze jest to, by w kuchni było sporo miejsca - co najmniej dwie osoby muszą tam się swobodnie poruszać.
OdpowiedzUsuńZawsze inaczej wygląda to przed przeprowadzką, a inaczej, jak już pomieszkamy w danym miejscu. Jak kiedyś policzyłam, w czasie mojego kilkuletniego pobytu w Anglii i kilku wakacyjnych pobytów tam, mieszkałam w jedenastu różnych miejscach i - niestety - zawsze zajęło mi trochę czasu za nim przyzwyczaiłam się do nowego mieszkania. Dziś na, stare lata, nie byłoby mnie już na to stać, ale przede mną jeszcze jedna bardzo ważna przeprowadzka. Mam nadzieję, że już ostatnia w moim życiu:)A Wam życzę, żeby na nowym miejscu mieszkało sie super! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńStare lata? Przestań! :) Ale oby to była Wasza ostatnia. Widać, że jest wyczekana, emocje będą :)
UsuńTrzeba trzymać się plusów :)
OdpowiedzUsuńA minusy jakoś przerobić na plusy w miarę możliwości.
Myślę, że się przyzwyczaisz. Po prostu trzeba czasu.
Uściski.
Tak chyba z czasem wszystko będzie prostsze, lepsze i łatwiejsze do zaakceptowania :)
UsuńJa osobiście nie mam problemów z takimi zmianami.
OdpowiedzUsuńJa nie lubię się przeprowadzać - więc podziwiam Cię!
OdpowiedzUsuńFaktycznie masz rację - wystarczy trochę pomieszkać i pojawiają się plusy o kt na pierwsze oko nie widziałaś.
Jeśli tu jest mniej pająków - od razu wybór dla mnie jest jednoznaczny! :)
Chyba nikt nie lubi, bo przeprowadzka to męcząca okoliczność, wymagająca cierpliwości i siły. Ale też może być nieco ekscytująca, początek czegoś nowego, niewiadomego... Stąd też obawy ;) Mieszkałam już w kilku miejscach... Ale po raz pierwszy to będzie naprawdę prawdziwa przeprowadzka, więc emocje są inne :)
UsuńAle to wynajmowane mieszkanie, tak? To szacun za takie porządne urządzenie i dbałość o nie. Sam podnajmuję to wiem, że ciężko o dobrych i sumiennych lokatorów.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ważne jest dla mnie, aby żyć pięknie i estetycznie. Chociaż wiem, że nie dla każdego to potrzebny aspekt w życiu.
UsuńPotrzeba czasu, w sumie zawsze jest na początku tak nieco dziwnie, gdy trzeba przyzwyczaić się do czegoś nowego.
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam mieć mieszkanie od wschodu - rano łatwiej wstać a później nie jest przeraźliwie gorąco :)
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię takie wyzwania. Nawet jeśli będzie gorzej, to kombinowanie, co zrobić aby było lepiej, daje niesamowitą energię. A plusy i minusy są zawsze i wszędzie. Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńA może przyzwyczaisz się i polubisz? :) Jesteś zdolna, kreatywna, więc na pewno będziesz mieszkanie upiększać i z każdym dniem będzie przyjemniej Ci się mieszkało - tego Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńJa nie lubie miasta w którym mieszkam, ale mieszkanie uwielbiam :) choć ma kilka wad :/
Nadal Anglia czy jednak przeprowadzka do Polski (kiedyś pisałaś,że rozważasz tę opcje). Oj, mam nadzieje,że nie będzie tak źle...jestes kreatywna dusza, na pewno wymyślisz coś fajnego i będzie przytulnie;)Trzymam kochana za Was mocno kciuki!
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzka do Polski. Sporo organizacyjnych spraw. Stąd mój ograniczony czas na wszystko. Jestem dobrej myśli ;) Choć czasem nieco zestresowana.
UsuńFajnie, że opuszczasz to mieszkanie z myślą, że jednak miało swoje plusy :) Jestem pewna, że w nowym urządzisz wszystko fantastycznie!
OdpowiedzUsuń